#pielegniarka #niemcy ##opiekadługoterminowa lub #szpital PIELEGNIARKO! Masz nostryfikacje dyplomu w Niemczech lub sie zastanawiasz, jak ja
Tłumaczenia w kontekście hasła "z ta pielegniarka" z polskiego na angielski od Reverso Context: Flirtujesz z ta pielegniarka!
10M views, 75K likes, 77K loves, 16K comments, 548K shares, Facebook Watch Videos from Oscar Moron: MARI CARMEN ES ENFERMERA Y SE ENCUENTRA ESTO CUANDO VUELVE A CASA..
pielegniarka color palette by karola2000r. I-MOO 1,515 COLOURlovers viewed this page and think karola2000r is the cat's pajamas.
Pan Pielęgniarka. 81,528 likes · 470 talking about this. Mateusz Sieradzan- pielęgniarz systemu, ratownik medyczny, mam trochę dzieci. Opowiadam o systemie
Utwór z najnowszego albumu Piaska ,,Kalejdoskop"Utwór stworzony przez Mafia (dawny zespół Andrzeja Piasecznego,w którym był wokalistą w latach 1992-1996)
Pielęgniarka/pielęgniarz » JOLANTA CHLIPAŁA – Pielęgniarka/pielęgniarz. JOLANTA CHLIPAŁA – Pielęgniarka/pielęgniarz
5B0Yg. Home Książki Kryminał, sensacja, thriller Pielęgniarka Patronat LC Doskonale skonstruowany thriller psychologiczny, w którym medyczne kwestie są pretekstem do zarysowania skomplikowanej intrygi, pełnej kłamstw, zawiedzionych nadziei i miłości. Szokujący zwrot akcji. Rose Marlowe jest sumienną pielęgniarką, kochającą żoną – i bezlitosną morderczynią. Choć sama się do tego przyznaje, to jednak trudno uwierzyć, by ta piękna i życzliwa osoba była zdolna do zabicia bezbronnego pacjenta z zimną krwią. Theo Hazel, walczący o uznanie pisarz i były dziennikarz, wyczuwa w jej historii istnienie drugiego dna. Postanawia odwiedzić Rose w więzieniu, by wysłuchać jej opowieści i przelać ją na papier. Dowiaduje się, że ofiara, którą Rose pozbawiła życia, nie była dla niej kimś zupełnie obcym. Z czasem Rose pozwala Theo zaglądać coraz śmielej w głąb swojej duszy. Z każdą kolejną wizytą pisarz poznaje więcej szczegółów z rozdzierającej serce przeszłości Rose – i krok po kroku utwierdza się w przekonaniu o jej niewinności. Kim jest Rose? Niewinną kobietą, którą Theo próbuje uratować, czy raczej wyrachowaną morderczynią, zastawiającą sidła na pisarza? Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Podobne książki Oceny Średnia ocen 6,9 / 10 48 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treści
Wśród moich znajomych dominowało przekonanie, że zawodu pielęgniarki nie można łączyć z tatuażami, bo pracownicy służby zdrowia muszą wzbudzać zaufanie wśród pacjentów. Postanowiłam jednak udowodnić, że jak się chce, to można. Pierwszy tatuaż zrobiłam sobie na kilka dni przed rozmową o pracę w szpitalu - mówi Karolina. Jak wygląda praca pielęgniarki w czasach epidemii? Jak na tatuaże reagują pacjenci? Czy łatwo jest znaleźć pracę, kiedy jedynie twarz nie jest pokryta atramentem? Na ten temat porozmawialiśmy z Karoliną Zarzycką, która w szpitalu pracuje już od 13 lat. Na ciele ma ponad sto tatuaży, a jej konto na Instagramie śledzi 200 tys. osób. Krzysztof Tragarz: W Światowym Dniu Zdrowia Polacy dziękowali służbom medycznym oklaskami. Słyszałaś jakieś brawa? Karolina Zarzycka, pielęgniarka: Czytałam o tej akcji, ale akurat wtedy byłam na dyżurze. Wyglądaliśmy z koleżankami z oddziału za okna, ale nie zauważyliśmy nikogo, kto by bił brawa. Gdyby ludzie się nie wstydzili i faktycznie wyszli na balkony, byłoby to dla nas bardzo miłe. W szpitalu pracuję już ponad 13 lat i to jest chyba pierwszy raz, kiedy wszyscy lekarze - nawet ci, którzy na co dzień nie pracują na oddziałach zakaźnych - myślą o tym, że w pracy może być niebezpiecznie. Sytuacja jest naprawdę groźna i wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Pracuję na bloku operacyjnym oddziału okulistyki jako instrumentariuszka i, mimo że wszystkie planowane zabiegi zostały odwołane, ostry dyżur działa cały czas. Zjeżdżają do nas pacjenci z urazami z całego województwa, więc operacje odbywają się codziennie. W obecnych czasach każdego pacjenta musimy traktować jak potencjalnie zarażonego. Wszyscy jesteśmy wyposażeni w maski i podstawową odzież ochronną. Poza tym u mnie na oddziale zbyt dużo się nie zmieniło, praca jest dalej ta sama. Mamy tylko trochę inne ubrania. Z całego kraju dostajemy informację o ogromnych brakach, z jakimi muszą zmagać się pracownicy szpitali. Jak twoim zdaniem polska służba zdrowia radzi sobie z epidemią? Od samego początku mojej zawodowej kariery byłam uczona, jak dbać o sterylność i czystość, aby nie stanowić zagrożenia dla pacjenta i samej siebie. Teoretycznie miałam wiedzę, która pozwalałaby mi bezpiecznie pracować w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, jednak nigdy wcześniej nie musieliśmy używać tej wiedzy na tak szeroką skalę, nawet poza murami szpitali. Powiem szczerze, że jak widzę ludzi chodzących po sklepach w rękawiczkach, którzy i tak nie mają pojęcia o tym, jak prawidłowo te rękawiczki potem ściągnąć - bo nikt ich tego wcześniej nie nauczył - to moim zdaniem to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Na początku pandemii w szpitalach był ogromny szok i nikt do końca nie wierzył w to, co się dzieje. Przez kolejne dwa trzy tygodnie zdarzało się, że czegoś zabrakło, ale teraz odnoszę wrażenie, że wszyscy już wiedzą, z czym się mierzą i co mają robić. Zarówno my, jak i pacjenci mamy poczucie, że wszystko jest tak, jak powinno być i nikt nie jest narażony na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Musieliśmy wszystko zorganizować bardzo szybko, ale kiedy to już się udało - mówię tylko o sytuacji szpitala, w którym pracuję - wszystko zaczęło działać, jak dobrze naoliwiona machina. Polacy chyba uświadomili sobie, jak ważny jest zawód ratownika czy pielęgniarki. Myślisz, że kiedy epidemia się skończy to wasza sytuacja zarobkowa, ulegnie zmianie? To też nie jest tak, że wszyscy pracownicy służby zdrowia mają powody do wychodzenia na ulice i protestów, chociaż my jako pielęgniarki w Polsce faktycznie nie mamy jakichś ekstra pieniędzy. To, co moim zdaniem jest najgorsze, to ogromna rozbieżność pomiędzy zarobkami lekarzy, a pielęgniarek. Ja doskonale rozumiem, że nikt nie zabronił mi być lekarzem, ale my często wykonujemy dużo więcej roboty. Sama nie odczuwam jakichś braków finansowych, ale to tylko dlatego, że pracuję w dwóch różnych miejscach. Podsumowując - nie sądzę, żeby pandemia cokolwiek zmieniła w kwestii naszych zarobków. „Starsza pani powiedziała, że „w jej czasach osoba z takim wyglądem, nigdy nie dostałaby pracy w szpitalu”. Przez 13 lat negatywny komentarz usłyszałem tylko raz” Kiedy na twoim ciele pojawił się pierwszy tatuaż? Zainteresowanie tatuażami zaczęło się u mnie, jak miałam 13 lat. Słuchałam wtedy amerykańskich kapel punk rockowych. Wszyscy wokaliści mieli spodnie w kolanach, gacie na wierzchu i byli wymalowani tatuażami. W momencie, w którym poszłam na studia pielęgniarskie, nie miałam jeszcze żadnego tatuażu, ale przez cały czas ten temat bardzo mnie interesował. W trakcie studiów wszyscy moi koledzy powtarzali mi, że tatuaże nie są najlepszym pomysłem, bo nikt normalny nie przyjmie mnie później do pracy w szpitalu. Wśród moich znajomych dominowało przekonanie, że zawodu pielęgniarki nie można łączyć z tatuażami, bo pracownicy służby zdrowia muszą wzbudzać zaufanie wśród pacjentów. Wiedziałam, że burzenie stereotypu dotyczącego ludzi z tatuażami w połączeniu z zawodem pielęgniarki nie przyjdzie mi łatwo. Postanowiłam jednak udowodnić, że jak się chce, to można. Pierwszy tatuaż zrobiłam sobie na kilka dni przed rozmową o pracę w szpitalu. W tej placówce pracuję już 13 lat, podczas których stopniowo dokładałam sobie kolejnych tatuaży i chyba ani razu nie spotkałam się z negatywnym komentarzem. Wydaje mi się, że zarówno pacjenci, jak i moi współpracownicy zdążyli się przyzwyczaić do mojego wyglądu i przyszło im to naturalnie. Kiedy starałam się o pracę w innej placówce fakt, że mam tyle tatuaży nie miał żadnego znaczenia. Od samego początku byłam świadoma tego, że jeśli ktoś mnie do tej pracy nie przyjmie, to nie mogę mieć do nikogo pretensji. Postawiłam na liczne kursy, które podnosiły moje kwalifikacje zawodowe tak, aby to one były najważniejszym argumentem do tego, czy powinnam jakąś pracę dostać, czy nie. Przez ponad dekadę w szpitalu nauczyłam się, że najważniejsze jest to, aby być otwartym i sympatycznym człowiekiem, bo to jest dla ludzi najważniejsze. Jeśli pacjenci cię lubią, to mają w d*pie to, jak wyglądasz. Jak na twoje tatuaże reagują pacjenci, osoby starsze? Za każdym razem, kiedy pacjenci widzą mnie po raz pierwszy i przychodzę do nich w koszulce z krótkim rękawem, to czuję, że ci ludzie są zmieszani, a część z nich może nawet trochę przestraszona. To, co teraz powiem, zabrzmi może niewiarygodnie, ale przez 13 lat pracy przekonałam się, że to wszystko da się ograć rozmową i pozytywnym podejściem. Jeżeli pacjenci czują, że jestem dobrą osobą, a przy okazji znam się na tym, co robię, to ten początkowy szok i zdziwienie szybką mijają. Byłam świadoma tego, że będę musiała przez takie sytuacje przechodzić, ale szybko przekonałam się, że każdego człowieka da się oswoić z tatuażami. Przy okazji kolejnych spotkań z pacjentami nie widziałam już w ich oczach strachu czy niepewności. Bardzo lubię swój zawód za to, że dzięki swojej pracy nauczyłam się „obsługi ludzi”. Wydaje mi się, że nawet gdybym została lekarzem, nie miałabym takiej możliwości, bo większość czasu pacjenci spędzają właśnie z pielęgniarkami. Przez 13 lat pracy tylko raz zdarzyło mi się, żeby pacjent niemiło się do mnie odezwał. Starsza pani podeszła do mnie i stwierdziła, że „w jej czasach, ktoś z takim wyglądem nigdy nie dostałby pracy w szpitalu”. Odpowiedziałam jej tylko, że wydawało mi się, że „w moich czasach ludzie mają trochę więcej kultury”. To był koniec naszej rozmowy. Czy za tatuażami kryje się jakaś historia? Ile już ich masz? Nie tłumaczę sobie swoich tatuaży jakimiś historiami z własnego życia. Dla mnie jest to wyłącznie element estetyki. Tatuaży mam już ponad 100 - na rękach, plecach, nogach, szyi czy dekolcie. Do wymalowania został mi już tylko brzuch. Moja przygoda z tatuażami zaczęła się w momencie, w którym trafiłam do studia Juniorink, gdzie bardzo szybko zaprzyjaźniłam się z chłopakami, którzy to prowadzą. Wydaje mi się, że gdyby nie fajna atmosfera w studio, moja historia z tatuażami trwałaby dużo krócej i byłaby mniej intensywna. W tej chwili po każdym kolejnym tatuażu w mojej głowie pojawia się zamysł, że chciałabym zamalować całą swoją skórę i najprawdopodobniej prędzej czy później się to wydarzy. Dla wielu ludzi to może nie być zrozumiałe, ale ja uważam, że każdy z nas ma w swoim życiu inne potrzeby i póki swoimi decyzjami nie robimy krzywdy innym ludziom, to jest to jak najbardziej w porządku. Niektórzy twierdzą nawet, że żadna normalna osoba nigdy nie zdecydowałaby się pokryć całego swojego ciała tatuażami, ale zapewniam cię, że gdyby np. ze mną miało być "coś nie tak", to nikt przez 13 lat nie pozwoliłby mi na pracę w szpitalu i opiekę nad pacjentami. W mojej pracy najważniejsze jest przecież ludzkie życie i żadne eksperymenty nie wchodzą tutaj w grę. Jedynym widocznym miejscem na twoim ciele, na którym nie ma tatuażu, jest twarz. Kilka lat temu zdecydowałam się na tatuaże na dłoniach i wiedziałam, że od tego momentu nie będę mogła już całkowicie zakryć wszystkich swoich tatuaży. Następnym krokiem był tatuaż na szyi i zdałam sobie sprawę, że nie ma już takiego tatuażu, którego bym sobie nie zrobiła. Nie będę ukrywać, że myślę o tatuażu na twarzy i miałam już kilka momentów, w których wydawało mi się, że to jest ten czas, ale na razie mam przed tym jakąś barierę. Do tej decyzji muszę chyba jeszcze trochę dojrzeć. Kwestia jest też taka, że rzadko który tatuaż dobrze wygląda na twarzy, a ja mimo wszystko chcę, żeby to wszystko wyglądało ładnie i estetycznie. Czy twoja mama, która też jest pielęgniarką, nie próbowała odwieźć cię od pomysłu kolejnych tatuaży? Rodzice należą do pokolenia, które kompletnie nie rozumie tatuaży i mam wrażenie, że to się nigdy nie zmieni. Mama z tatą wiedzieli o moich pierwszych tatuażach, ale o kolejnych już im nie mówiłam i zawsze dowiadywali się przy okazji naszych spotkań. Za każdym razem było to dla nich duże zaskoczenie. Mama cały czas powtarza mi, że to jest brzydkie i nieestetyczne. Mam wrażenie, że rodzice kompletnie inaczej wyobrażali sobie swoją małą córeczkę. Pokazywałam mamie swoje konto na Instagramie, ale zupełnie nie wiedziała, o co chodzi. Można powiedzieć, że „udało ci się w pracy”. Jak wygląda podejście ludzi, których spotykasz na ulicach? Wytatuowana kobieta ma dużo gorzej niż wytatuowany facet i mówię to z własnego doświadczenia i doświadczeń moich znajomych. Ideał kobiety w oczach naszego społeczeństwa jest nieco inny, niż to jak ja wyglądam. Facetowi wypada, a kobiecie już nie. Czasem ludzie mówią, że moje tatuaże są zwyczajnie brzydkie. Takie jest postrzeganie i z tym trudno jest walczyć. Jeśli jednak pytasz o podejście czy reakcję ludzi na ulicach, to ja nie spotykam się z żadnymi negatywnymi reakcjami. Czasem ktoś się przygląda, ale już nie tak jak jeszcze kilka lat wcześniej, bardziej z zaciekawieniem niż z niechęcią. Dobrą robotę zrobiły tu różne programy, w których pokazywani są ludzie z tatuażami. Twój profil na Instagramie śledzi już ponad 200 tys. ludzi. Jest w tym jakaś misja walki z uprzedzeniami czy chodzi tylko o sztukę tatuażu? Tam nie ma żadnej filozofii, ale muszę przyznać, że dopiero po tym, jak moje konto zaczęło zyskiwać kolejnych obserwatorów, uświadomiłam sobie, że faktycznie jestem dla ludzi przykładem tego, że tatuaże nie muszą być żadną przeszkodą. No bo skoro ja mogę być pielęgniarką, to inna osoba z tatuażami nie powinna mieć problemów ze znalezieniem dowolnie wybranej przez siebie pracy. Rodzice często powtarzają dzieciakom, że jeśli zdecydują się na tatuaż, to na rynku pracy będą mieli ciężej - jestem najlepszym przykładem na to, że to nie prawda. Muszę jednak powiedzieć, że to, że ja mam pracę w zawodzie, nie oznacza, że wszyscy, którzy myślą o tatuażu powinni teraz iść i zrobić sobie dziarę. Rzeczywistość nie jest, aż taka kolorowa i jestem przekonana, że są pracodawcy, którzy już na wstępie powiedzą „nie”. Trzeba mieć do tego dużo pokory. Łatwo jest zrobić sobie tatuaż, ale trzeba liczyć się z tym, że znajdą się ludzie, którzy właśnie przez wygląd będą mogli ci czegoś odmówić i nie można mieć do nich o to pretensji. Moja rada: najpierw praca, a potem tatuaże - to najbezpieczniejsze wyjście. Nawet u mnie w pracy jest sporo osób, którym nie podoba się mój wygląd, ale dobrze nam się razem pracuje, więc nie spotykam się z żadnymi problemami. Mam nadzieję, że przez naszą rozmowę nie tylko obalimy pewne stereotypy dotyczące tatuaży, ale i pokażemy, że to wcale nie jest tak, że ludzie są temu przeciwni. Kiedy spotykam się z pacjentkami zwłaszcza z tymi starszymi, to jest moment zdziwienia, ale potem przychodzi zaciekawienie i pojawiają się pytania o to, czy dam się dotknąć, bo pani zastanawia się, czy takie tatuaże są odczuwalne przy dotyku. Nigdy nie mam z tym problemu, a od pacjentek bardzo często słyszę, że one też zawsze chciały mieć tatuaż, ale po prostu się bały. Chciałabym ludziom przekazać, że wszyscy powinniśmy mieć odwagę na robienie tego, na co mamy ochotę. Różnica z tatuażami jest taka, że trzeba mieć też odwagę na to, aby udźwignąć wszystkie idące za taką zmianą wyglądu konsekwencje. Zobacz też: W kuchni: Oliwia Bosomtwe. Bezmięsna carbonara z tofu bekonem
pozostając przy temacie sypialni, uchylam dzisiaj rąbka tajemnicy i zapraszam was do mojego łóżka ;) ... wiem, że tutaj prawie same dziewczyny, więc mogę pokusić się o takie stwierdzenie... a tak na serio, to odpowiadając na wasze liczne prośby i komentarze, zdecydowałam się pokazać dzisiaj pierwszy udekorowany (choć nieskończony) kawałek naszego wnętrza. sypialnię, a dokładnie - jej prawą część. kawałek po kawałku, chcę pokazywać wam jak urządziłam pomieszczenia naszego powstającego domu. ale nie jestem w stanie zrobić wszystkiego na raz, bo po prostu wiele rzeczy jest i będzie jeszcze długo niegotowych... a proces dopieszczania wnętrz przedłuży się na pewno.... chcę wszystko przemyśleć, zaaranżować i spokojnie dojść do efektu, jaki sobie gdzieś tam w głowie ułożyłam. wymaga to nie tylko czasu, ale i pieniędzy, które, w przypadku końca budowy, jak się pewnie domyślacie, na razie nas opuściły :p pomalutku, powolutku i post po poście, będę odkrywać coraz więcej. od sypialni, bo to mój azyl. potrzebuję teraz dużo odpoczywać i muszę to robić w wygodnym i pięknym miejscu :) która kobieta tego nie potrzebuje? ha? dlatego, choć łóżka jeszcze nie mamy, chcę wam pokazać ten nasz mały kąt. bo tak niewiele trzeba, żeby i bez tego mebla było przytulnie i miło (zwłaszcza, że wczoraj mieliśmy z Mr M 8 rocznicę ślubu). jest materac, są stoliki nocne, nawet dywan, do tego wazowy, ulubione gazety, lampiony i dobra pościel... i jest wielkie szczęście. jest domowo! są nocne dobra!jestem zwolennikiem upiększania przestrzeni w każdej sytuacji, nawet jeśli mieszkacie u mamy, nawet jeśli śpicie na podłodze, czy jesteście na wynajmie... nie ma powodów, dla których można by zrezygnować z dekoracji przestrzeni oraz dobierania odpowiednich dodatków. co ważniejsze, nie ma powodu, dla którego trzeba by zrezygnować z dobrego materaca i dobrej pościeli. komfort spania to podstawa. dzięki spaniu czuję, że mam siłę na więcej, mam siłę na życie i wiecie co jeszcze? podobno dzięki spaniu ma się mniej zmarszczek :D dlatego pierwsze nasze zaopatrzenie, to wypróbowany materac i rewelacyjna pościel. znacie pościel dzianinową? ja się ostatnio przekonałam jaki to cud: nie to, że pięknie wygląda, a do tego nie gniecie się podczas użytkowania - w ogóle jest po prostu MEGA! ja mam swoją ze sklepu NOCNE DOBRA! niesamowicie przyjemna w dotyku, miękka, delikatna i - najważniejsze - oddychająca. dzianina, z której jest uszyta, to jak milusi dres (100% bawełna). ja czuję się w niej jak w puchu, a mój Mr M, jako duży i ciągle gorący facet, pod nią czuje się w końcu świeżo. jakość pościeli jest niesamowita. to polska dzianina wysokiej klasy i mogę to potwierdzić. wiem, że będzie służyć nam przez lata. przetestowałam ją też w praniu - nie rozciąga się, ani nie kurczy - jest jak nowa. moja mama była pod tak dużym wrażeniem, że od razu poszła kupować sobie podobny zestaw. a widzieliście jakie ma porządne i praktyczne zapięcie na zamek? nic nie wyjdzie z takiej powłoczki.. nawet jak moja córka przekopie nasze łóżko wzdłuż i wszerz. żałuję tylko, że od razu nie wzięłam kompletu dla niej - teraz mają piękny dziecięcy wzór w kolorowe trójkąty. tylko cena mnie trochę zdziwiła na początku (komplet poszewek na dwie poduszki i kołdrę 150x200cm - 295pln). choć akurat pościel kupuję bardzo rzadko i zawsze najlepszej jakości, więc chyba lepiej dopłacić i mieć gwarancję jakości i trwałości, a do tego poczucie, że kupiliśmy polski produkt, niż posiadać trzy poszewki z mainstreamu :) a że nie jestem z tych, co to kupują, a potem odkładają na specjalną okazję... bo życie jest specjalną okazją, a każdy dzień jest lepszy od poprzedniego, dlaczego więc odkładać coś na później... w szafie się tylko zmarnuje... - używam tę pościel was kochani rabatużyjcie kodu: house-lovesaby dostać zniżkę -15% na cały asortyment w sklepie NOCNE DOBRAkod ważny do 8 sierpnia 2015no, ale ja tu dzisiaj o sypialni :) chcecie zobaczyć więcej? no to proszę... spamuję zdjęciami, bo narzekaliście, że za mało :) w tym kawałku sypialni występują:materac HOVAG, IKEApościel dzianinowa, szara gładka, basic - NOCNE DOBRAdywan - westing, ale od ręki podobne dostaniecie w sklepie nocne STRIND - IKEAwazony MADAM STOLTZ- ja mam od DECOROLKA, ale są teraz niedostępnelampiony - prezent urodzinowy, chyba home&youpudełko na chusteczki - PEPCOkosz metalowy - stary kosz z odzysku, przemalowany na białopoduszki ozdobne - biała z JYSK i szara z IKEAświatełka cottom ball lights - noce BRAN - IKEAkwiaty - goździkiwłączniki światła i kontakty model berker - HAGERsufit - malowany farbą flugger flutex5, kolor ciepły biały, czyli "Off White" H12, tj. S0500-N z próbnika NCSkolor ściany - malowany farbą flugger flutex5, kolor jasno szary o numerze 5347panele ALSAFLOOR, SOLID PLUS, kolor kolor dąb polarny 927 DEKORACJE DLA DOMU, PORADY WNĘTRZARSKIE, WSZYSTKO NOWY DOMk@rolinaJuly 30, 2015porady, design, dekoracje, nocne dobra, sypialnia, tekstylia, pościel, nowy dom Previous Od Inspiracji do Realizacji #5 Biuro OD INSPIRACJI DO REALIZAC, DEKORACJE DLA DOMU, PORADY WNĘTRZARSKIE, WSZYSTKO NOWY DOMk@rolinaAugust 3, 2015biuro, pracownia, biurko, podłoga, szafa, regał, dekoracje, komputer, nowy dom, krzesło Next Rodzinna Organizacja // 08-2015 // Family Organisation KALENDARZE I PLANNERYk@rolinaJuly 29, 2015kalendarz, planner, rodzinna organizacja, to do lista, do druku, organizacja, lista zakupów
Opinie naszych użytkowników Pragnę serdecznie podziękować za wspaniałe pomysły i ciekawe materiały z których korzystam już od jakiegoś czasu w pracy z dziećmi. Wasza strona jest po prostu fantastyczna(...) Agnieszka K. Wczoraj byłam bezradna jak pomóc mojemu dziecku w nauce tabliczki mnożenia. A dzisiaj jestem szczęśliwa, że dzięki Pani pomocy, mojemu dziecku udało się ruszyć z miejsca. Beata z Łodzi Bardzo często korzystam z serwisu Jest świetny, kapitalny, rozwija wyobraźnię, kreuje osobowość, rozwija zainteresowania :) Dziękuję. Elżbieta J., mama i nauczycielkaCzytaj inne opinie » W 2020 r. otrzymał NAGRODĘ GŁÓWNĄ w konkursie ŚWIAT PRZYJAZNY DZIECKU, w kategorii: Internet. Organizatorem konkursu jest: Komitet Ochrony Praw Dziecka. Na skróty: Czy pielęgniarstwo to zawód, który wykonują wyłącznie kobiety? Jakimi cechami powinna się odznaczać osoba chcąca wykonywać tę trudną i odpowiedzialną pracę? O tym wszystkim dowiemy się z artykułu. Artykułowi towarzyszy zestaw ćwiczeń - sprawdzają one zrozumienie tekstu, poszerzają zasób słownictwa i zwiększają ogólną sprawność językową. Posłużą one także utrwaleniu wiedzy nabytej podczas czytania artykułu. Chcesz otrzymywać informacje o nowych materiałach edukacyjnych dla dzieci? TYSIĄCE materiałów edukacyjnych ZERO irytujących treści i reklam dla rodzica: SPOKÓJ I WYGODA dla dziecka: RADOŚĆ z własnych osiągnięć BEZPIECZNA NAUKA i ZABAWA w jednym :) Bo KAŻDE dziecko jest mądre i inteligentne. Trzeba tylko dać mu szansę. ↑Do góry
Potrzebujesz porady? Umów e-wizytę 459 lekarzy teraz online Godz. Na podłodze mężczyzna w wieku mojego taty. Ktoś robi masaż serca, ktoś wentyluje. Szedł do łazienki, upadł. Klękam na podłodze. Podaję anestezjologowi laryngoskop, rurkę. Nie może zaintubować, słabo widać. Uciskam chrząstkę pierścieniowatą (obok tzw. jabłka Adama u mężczyzn-red), to zapobiega wymiotom, ułatwia wentylację. Godz. - To cięcie na jodynę - ktoś krzyczy. „Na jodynę”, czyli cesarka na cito. Zagrożenie życia. Nie ma czasu na dokładne mycie brzucha. Wylewa się na niego butelkę jodyny i tnie. Godz. - No nie ma! - otwieram i zamykam nieskończoną ilość szafek, ale równie dobrze mogłabym szukać wody na pustyni. Każde drzwi prowadzą do jakiegoś magazynku leków i sprzętów. Otwieram kolejną szafkę i włącza się alarm Ania, 8 lat w zawodzie, pracuje na oddziale anestezjologii szpitalu w podwarszawskiej miejscowości, autorka strony pacjent do trepanacji. Sala operacyjna wygląda jak wielka aula z czasów moich studiów, ale zamiast siedzeń wznoszą się tam szafki i półki. Nie do policzenia. Onet. (Na zdjęciu od lewej: Justyna Pecherska, Monika Drobińska, Magda Kotala) Godz. przed świtem. – Daj szybko propofol – mówi anestezjolog. – Szybko. Sięgam ręką w dobrze znane miejsce na kolumnie. – Nie ma! – zamiera mi serce. – Jak to nie ma? – No nie ma! – otwieram i zamykam nieskończoną ilość szafek na auli, ale równie dobrze mogłabym szukać wody na pustyni. Każde drzwi, wychodzące z auli, prowadzą do jakiegoś magazynku leków i sprzętów. Otwieram kolejną szafkę i włącza się alarm. Przeraźliwie głośne pi pi piiiii! – Co ja zrobiłam?! – mówię. – Nic, obudziłaś się – słyszę od męża, który śpi obok. – Tylko nie włączaj już drzemki, bo zaśpisz do pracy. Godz. Wstaję. Nienawidzę tych snów, w których muszę coś zrobić, ale nie mogę. Tych, w których się nie udaje, a najbardziej tych, w których robię jakiś błąd. Zastanawiałam się kiedyś, skąd się biorą. Może dlatego, że praca w anestezji przypomina stąpanie po kruchym lodzie? Bywa śmiertelnie nudna albo śmiertelnie niebezpieczna. Bywa, że podczas 12 godzin dyżuru, wpadamy w jednej skrajności w skrajność. Godz. Stawiam na wannie kawę z mlekiem. Zaczynam się ogarniać. Lekki makijaż, umycie zębów, ściągam włosy w kitkę. Nie mam czasu rano usiąść i delektować się kawą. Wybieram dodatkowy kwadrans snu, a pociąg też nie poczeka. – Mamo, pobawimy się jak wrócisz? – pyta moja córka. – Wrócę z przedszkola z babcią? – Kochanie, idę dziś do pracy. Jutro się pobawimy, obiecuję. – To nie pobawimy się? A jak wrócisz? – Wrócę o Będziesz już spała. – A jak nie będę spała? Mamo, będę na ciebie czekać. Godz. Droga do pociągu dłuży się jak zawsze, ale już się przyzwyczaiłam do tego chodzenia. Muszę tylko uważać, bo ostatnio na światłach prawie wlazłam pod samochód, gdy wracałam wieczorem po dyżurze. Dostrzegłam kątem oka, że na przejściu zaświeciło się zielone, więc wyszłam na jezdnię. Tak też było, ale było to zielone dla samochodów. Godz. Jestem już w pracy. Zmieniam koleżankę, która ledwo widzi na oczy. Zaglądam w raport. – Widzę, że mieliście ciężką noc. Przejmuję jej „zabawki”. Tak nazywam wszystko to, co my pielęgniarki interwencyjne nosimy zawsze w kieszeni: ampułki leków do szybkiego wprowadzenia w znieczulenie i kartę dostępu do sali cięć cesarskich. Godz. Rutynowe czynności: Sprawdzam butlę z tlenem w naszym wózku transportowym. Musi być go dostatecznie dużo, aby wystarczył na transport pacjenta, który jest podłączony do respiratora, jeśli będzie taka konieczność. Robię test defibrylatora, aby sprawdzić, czy ma się dobrze i czy zadział poprawnie, jeśli trzeba będzie go użyć. No i trakt porodowy. U nas nie ma osobnego zespołu anestezjologicznego, który zajmowałby się znieczulaniem pań do cięć cesarskich i porodów siłami natury. Nasz zespół to anestezjolog i ja. To bardzo często praca na cztery ręce. Sprawdzam salę cięć. Chodzimy znieczulać te planowe i te na szybko. Testuję aparat do znieczulenia – wszystko działa. Sprawdzam sprzęt, a przede wszystkim laryngoskop, czy świeci. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdybym wyciągnęła go po podaniu naszych leków, a on by nie działał. Wprowadzanie do znieczulenia ogólnego to taki moment, w którym może stać się wszystko. To ważne, abyśmy każdą rzecz mieli na wyciągniecie ręki, gotową do użycia, bo gdy człowiek po podaniu naszych leków leży zwiotczony i nie oddycha, nie ma czasu na zastanawianie się. Sprawdzam, czy w szufladzie mam wszystkie leki. No i zestaw do znieczulenia podpajęczynówkowego, tego w kręgosłup, którego wszyscy się boją. Zaginam papierki opakowań sprzętów jednorazowych, aby w razie konieczności, szybciej je otworzyć. Zrywam folię w pudełku z Atropiną. Jak większość pielęgniarek, mam bardzo krótkie paznokcie. Są momenty, kiedy każde 3 sekundy są na wagę złota. Nie chcę walczyć wtedy z opakowaniem. Godz. Uff, na obiekcie wszystko sprawdzone. Wracam na swój oddział czyli OIT. Tam jeszcze zerknę czy sprzęt w magazynku podłączony jest do prądu i się ładuje. Godz. Do anestezjologa dzwoni telefon. Słyszę z korytarza. Wychodzi i mówi, że zaraz idziemy na cięcie cesarskie. Łapię kilka łyków wody i idziemy. Na szczęście to planowe cięcie. Idziemy spokojny krokiem, przebieramy się i bierzemy pacjentkę. Anestezjolog przeprowadza wywiad, a ja w tym czasie mierzę ciśnienie i podpinam nasze kabelki. Szykuję też oksytocynę, którą podam po przecięciu pępowiny, a na blacie stawiam ampułkę leku, który podajemy przy dużym spadku ciśnienia. Wolę go mieć na wierzchu gotowego do natychmiastowego podania. Pacjentka podpisuje zgodę, sadzamy ją. Otwieram na jałowo sprzęt i podaję anestezjologowi, który za chwilę ukłuje pacjentkę. Planowe cięcie, nie ma przeciwwskazań, więc znieczulenie będzie podpajęczynówkowe. Nasza mama bardzo się denerwuje. To pierwsze dziecko i pierwsza operacja w jej życiu. Staramy się ją uspokoić i podnieść na duchu. Po ukłuciu od razu mierzę ciśnienie i nastawiam pomiar na automatyczny tak, aby mierzyło się co 3 minuty. Godz. Kroplówka na maksa. Stoimy przy głowie, staramy się zagadywać matkę. Godz. Ginekolodzy wyjmują dziecko. Ten moment wyjmowania dziecka jest bardzo nieprzyjemny. Choć nie ma bólu, to jest szarpanie i gniecenie. Godz. – Jest! Mała Pola otwiera zdziwione oczy i próbuje rozejrzeć się po sali. Trochę płacze, po czym próbuje w powietrzu, jeszcze w rękach ginekologa ułożyć się do snu, układając rączki pod główkę. Żałuję, że mama tego nie widzi, więc staram się jej powiedzieć, ale po dwóch sekundach może dać córce buziaka. Wzruszam się. Za każdym razem tak samo. Gratulujemy mamie. To takie piękne, być świadkiem narodzin nowego życia. Parametry życiowe mamy się ustabilizowały. Teraz będzie już spokojnie. Godz. Mogę zdjęć rękawiczki. Zabrać się na wypełnienie dokumentacji pielęgniarki anestezjologicznej. Po operacji żegnamy się z pacjentką, która wszystkim dziękuje. Teraz tylko posprzątam i zdezynfekuję anestezjologiczne stanowisko pracy i pozostaje czekać na kolejny telefon. Godz. Ginekolodzy skończyli szyć. Mówią, że jeszcze mamy dwa planowe cięcia. Jedno, bo dziecko ułożyło się poprzecznie i drugie jako „stan po cięciu” (jeśli kobieta miała jedno cięcie cesarskie, ma prawo wyboru, czy chce rodzić siłami natury czy operacyjnie). Godz. Nie zdążyłam jeszcze zjeść połowy kanapki, a dzwoni kolejny telefon. Tym razem na biurku, przy którym wpisywałam w raport, że byłam na cięciu. Interna, reanimacja. Przekazuję anestezjologowi, bierzemy naszą wielką pomarańczową walizkę i lecimy schodami w górę. Na szczęście tylko piętro wyżej. Gdyby zliczyć, ile każdego dnia pokonujemy kilometrów szpitalnymi korytarzami i schodami, pewnie wyszłoby kilka. Jeśli idziemy zrobić coś planowego, jeździmy windą, a gdy musimy się spieszyć, wybieramy schody, bo jakie są szpitalne windy, każdy wie. Godz. Na miejscu widzimy zbiorowisko lekarzy i pielęgniarek. Każdy stara się coś zrobić. Jedna osoba wykonuje masaż serca, druga wentyluje, trzecia coś szykuje. Na podłodze leży facet w wieku mojego taty. Szedł do łazienki, doszło do zatrzymania krążenia, upadł. Klękamy na podłodze. Podaję anestezjologowi laryngoskop, rurkę. Nie może zaintubować, bo tam w środku słabo widać. Robię manewr Sellicka – uciskam pacjentowi jabłko Adama, to ułatwia wentylację. Podaję prowadnicę. Godz. Udaje się. Uszczelniam rurkę. Gdy anestezjolog wentyluje pacjenta, mocuję rurkę, żeby nie wyszła. Patrzę na twarz mężczyzny, która powoli nabiera kolorów. Sprawdzamy zapis – jest rytm zatokowy, tętno. Jest dobrze. Tym razem się udało. Po podłączeniu do respiratora, przewozimy pacjenta na OIT. Na szczęście było miejsca. Gdyby go nie było, musiałby zostać na Internie, dopóki ktoś z Odział Intensywnej Terapii nie zostanie oddany na inny oddział lub umrze. Godz. Udaje się nam odpocząć 20 minut. Godz. Kończę śniadanie. Przed nami jeszcze dwa cięcia cesarskie i krótkie znieczulenia dożylne na ginekologii do wyłyżeczkowania jamy macicy. Jakieś 4 godziny intensywnej pracy. Godz. Idziemy znów na trakt do sali cięć i mamy powtórkę tego, co rano. Godz. 12. 10 Rodzi się Piotruś, krzyczy wniebogłosy. Między cięciami musi być 30 minut przerwy, aby panie sprzątające mogły wyczyścić i zdezynfekować salę. W tym czasie korzystając z przerwy, idziemy na ginekologię, zrobić krótkie dożylne. Mamy dziś pięć. To nie tak dużo, ale też nie mało. Zrobimy ze dwa, a później wrócimy do następnego cięcia, po którym pójdziemy na pozostałe 3. Godz. W gabinecie zabiegowym trochę żartujmy, aby nieco odreagować pracowite przedpołudnie. Poza tym w pracy spędzamy bardzo dużo czasu. Czasem po prostu trzeba porozmawiać o czymś innym. Choć każdego dnia stykamy się z chorobą i cierpieniem, w tym wszystkim trzeba stwarzać pozory normalności. Pierwsza pacjentka będzie mieć wyłyżeczkowanie, bo poroniła. Weszła akurat wtedy, gdy śmialiśmy się z jakiegoś nowego dowcipu o tematyce szpitalnej. Mam wyrzuty sumienia. Godz. Podpinam kabelki, sprawdzam wkłucie, anestezjolog zakłada maskę tlenową i mówi mi, jaką dawkę leków mam podać. Bez zbędnych ceregieli podaję jeden za drugim, bo widzę, że pacjentką telepie ze zdenerwowania, nie chcę tego przedłużać. Za chwilę zaśnie i obudzi się za kilka minut, gdy już będzie po wszystkim. Godz. Znieczulamy jeszcze jeden zabieg i znów wracamy do sali cięć. – Musicie nas bardzo lubić! – śmieje się położna. – Idę przyszykować pacjentkę. – mówi i oddala się w stronę sali przygotowawczej. Tak, ta sala rzeczywiście jest ulubiona, bo tam zwykle dzieją się dobre rzeczy. Choć anestezjolodzy nie zawsze ją lubią, bo z jednego pacjenta – rodzącej, nagle może zrobić się dwóch, gdy okazuje się, że z dzieckiem jest coś nie tak. A my wszystko tak jak wcześniej – znów się przebieramy. Godz. Mały Adaś pojechał już na oddział. 20 minut później jego mama również. Wracamy na ginekologię dokończyć krótkie zabiegi. Oddaliśmy ostatnią pacjentkę. Godz. – Ciekawe, jak idzie im na bloku? – zastanawia się anestezjolog. Na bloku odbywają się planowe operacje ortopedyczne, chirurgiczne i dwa razy w tygodniu ginekologiczne. Jeśli chodzi o pielęgniarki anestetyczki, pracują tam dziewczyny tzw. rankowe, które przychodzą codziennie od do Jeśli jakiś zabieg planowy się przedłuża albo wyskakuje jakiś na ostro po godzinie przejmujemy pałeczkę. No chyba że jest tak jak dziś, kiedy wychodzimy z ginekologii i nagle ktoś nas łapie i mówi: – Słuchajcie, cięcie szybkie, pępowina wypadła. Jest godz. To cięcie „na jodynę”, tak mówimy o cięciach, na które jest bardzo mało czasu, bo jest zagrożenie życia. „Na jodynę”, bo nie ma czasu na dokładne mycie brzucha ciężarnej, oblewa się go tylko jodyną. To coś, czego nienawidzę. To hasło sprawia, że gdziekolwiek bym nie była i czymkolwiek bym się nie zajmowała, muszę to zostawić i biec. Wpadamy na salę cięć, zdążamy tylko założyć maski i czepki. Godz. Anestezjolog włącza monitor, ja nabieram propofol i skolinę. Bierzemy pacjentkę na stół, wszyscy biegają, na ziemię upadają opakowania. Nikt o to nie dba. Pacjentka średnio współpracuje, bo ją bardzo boli. Rodziła naturalnie, zmierzała ku końcowi i ta nieszczęsna pępowina wypadła. Odzywam się zdawkowo i trochę w trybie rozkazującym. Nie mam czasu na uprzejmości. Bluzka lepi mi się do pleców. Staram się szybko, ale wszystko idzie jak w zwolnionym tempie. Zakładam jej na palec pulsoksymetr, anestezjolog trzyma już maskę na jej twarzy. Ginekolodzy już przygotowują pole operacyjne, fruwają zielone serwety. Pacjentka jeszcze nie śpi. Podaję propofol, skolinę. Godz. Zasypia. Nie zdążyłam zrobić kroplówki, teraz musi to poczekać, bo podaję rurkę i laryngoskop. Anestezjolog intubuje. Godz. Gdy mocuję rurkę, słyszę płacz dziecka, ale nie mam czasu na nie spojrzeć. Teraz mogę nabrać i podać resztę leków, które zlecił mi lekarz. Kilkadziesiąt sekund, w trakcie których trzeba z głowy wyrzucić dosłownie wszystko i maksymalnie się skupić na działaniu. To jest cięcie na jodynę, na ratunek życia. Godz. Dzwonię do koleżanki na górę i mówię – przepraszam, jesteśmy na pilnym cięciu, nie mogę Cię zmienić. Niestety pielęgniarka, która pracuje na ranki, musi zostać po godzinach. Ani ja nie mogę zostawić pacjentki w trakcie operacji ani ona nie może wyjść do domu, zostawiając pacjenta na sali operacyjnej. Nikt jej za to nie zapłaci, że zostanie pół godziny dłużej. Takie są realia. Nie wyjdzie z pracy. Anestezjologia już taka jest. Anestezjologii nie obchodzi, że musisz odebrać dziecko z przedszkola, że umówiłaś się do fryzjera, że ktoś na ciebie czeka, że właśnie zaczyna się przedstawienie w żłobku, na którym miałaś być. Nie możesz zostawić pacjenta. Nie możesz wyskoczyć na chwilę z pracy, gdy zadzwonią ze szkoły, że twoje dziecko ma gorączkę. Nie możesz, bo ktoś musiałby przyjechać i cię zastąpić, a zazwyczaj nikogo takiego nie ma. Godz. 16, z minutami. Kończymy planowy zabieg, który zaczął się o – to było do przewidzenia, że nie skończy się o Zostały mi 4 godziny pracy do Tęsknię za świeżym powietrzem. Pęka mi głowa. Jeszcze trochę. Godz. Dzwonię do domu, bo moja córka właśnie wróciła z babcią z przedszkola. Zdaje mi raport. – Mamo, a wiesz że babcia ukroiła sobie palec? I ja przyniosłam jej plaster! – Postąpiłam jak prawdziwa pielęgniarka, prawda mamusiu? – wyczekująco czeka na moją odpowiedź. Śmieję się do słuchawki i obiecuję, że jak wrócę to przeczytam jej książkę, jeśli nie będzie spała. I przy okazji słucham przedszkolnych ploteczek. Oddajemy pielęgniarkom z oddziału w miarę dobrze wybudzonego pacjenta. Dzwoni ortopeda i mówi, że chce robić jeszcze gammę. Taka pora roku. Ludzie upadają, łamią się. Najbardziej te starsze osoby. To duże zabiegi narażone na sporą utratę krwi. Umawiają się z anestezjologiem na Mam trochę czasu, akurat na obiad, który wzięłam z domu. Godz. Przyjeżdża pacjentka. Bardzo obolała. Pocieszamy ją, że jeszcze chwila i już nie będzie czuć bólu. Godz. Widzę, jak za szklaną szybą koleżanka, która mnie zmienia, ubiera się w czepek i maskę, więc wychodzę. Lubię ten moment, gdy zamykam ostatnie drzwi szpitala. Nie przeszkadza mi, że powietrze jest zimne. Zakładam słuchawki na uszy, włączam ulubione piosenki i chowam zmarznięte ręce do kieszeni. Droga do pociągu jest długa. Sama jazda trwa krótko. Godz. właściwie tuż przed. Jestem już w domu. Moja córka już śpi z ulubionym królikiem, którego kiedyś jej wyszydełkowałam na urodziny. Nie chcę jej obudzić, więc wychodzą z pokoju na paluszkach. Jutro mam wolne. Odbiorę ją z przedszkola. Spać mi się wcale nie chce. Poza tym mam tendencje do tego, aby wieczorami uzupełniać deficyt kawy z całego dnia, a później siedzę do 2 w nocy, czytam, piszę, szydełkuję. Czasem się uczę, bo my medycy musimy być zawsze na bieżąco. Monika Drobińska, pielęgniarka anestezjologiczna z prawie 30 letnim stażem. Pracuje na bloku operacyjnym w dużym szpitalu klinicznym – 20 sal operacyjnych na bloku centralnym, dziesięć stanowisk znieczulenia poza blokiem. Onet. Godz. Zaczynam dzień. Po drodze do dyżurki, gdzie mogę zostawić swoja torebkę, wchodzę na salę budzeń, na której w specjalnych przegródkach znajdują się karty premedykacji pacjentów na dzień dzisiejszy, ze wszystkich klinik oraz rozpiska. Sprawdzam gdzie dziś pracuję. Mam ortopedię. Wyciągam karty premedykacji i sprawdzam. Trzy zabiegi: 1. Artroskopia kolana 2. Złamanie barku 3. Proteza stawu biodrowego. Zaskoczenie. Ankieta dziecięca. Na szczęście czternastolatek. Duży człowiek, nie dziecko. Sprawdzam plan zabiegu wywieszony na tablicy przed drzwiami sali operacyjnej, czy zgadza się z moimi kartami. Zaglądam do instrumentariuszek, upewniam się, czy nie ma zmian. Zapewniają, że najpierw będzie proteza stawu biodrowego i pędzę zostawić w dyżurce swoją torebkę. Godz. Wpadam na sale operacyjna, odpalam aparat do znieczulenia, wcześniej go składam, puszczam test. Na szczęście idzie bez problemu. Rozpuszczam leki do znieczulenia ogólnego: propofol, rocuronium, atropine. Przygotowuję kroplówke. Na stolik wykładam rurki intubacyjne, laryngoskop, prowadnice, rurki ustno gardłowe, plastry, wenflony i wszystko inne. Godz. Jestem na śluzie. Po drodze jeszcze przykrywam sobie stół operacyjny. Godz. Mam czternastolatka przywiezionego przez pielęgniarki z ortopedii. Zadaje mu pytania o to, czy nic nie jadł, o uczulenia, choroby. Staram się wszystko robić tak, by zmniejszyć strach. Przedstawiam się. Pytam czy mogę mówić mu po imieniu. Sprawdzam jeszcze dokumenty–zgodę na zabieg, zgodę na ewentualne przetoczenie krwi, wyniki badań. Chłopak przechodzi na stół operacyjny i zawoże go na salę. Jak mam szczęście, ktoś mi pomoże, jak mnie opuściło cięzki stół z 50–o kg człowiekiem pcham sama... Godz. Na sali robi się ruch. Monitoruję, EKG, ciśnienie, puls oksymetr. Zakładam wenflon, podłączam kroplówkę. Przychodzi anestezjolog. Godz. Są już operatorzy. Jeszcze chwila rozmowy z pacjentem, każdy stara się powiedzieć kilka miłych słów, operatorzy idę się "myć" a my zaczynamy znieczulać. Wszystko wg standardów. Cały czas pamiętając, by stworzyć pacjentowi na tyle, na ile to możliwe, poczucie bezpieczeństwa. Godz. Pacjent śpi, oddycha za niego aparat do znieczulenia Ja podaję antybiotyk, szykuję leki , które będa mi potrzebne w trakcie znieczulenia, sprzatam stolik po intubacji. Godz. Zaczyna się operacja. Trwa ponad dwie godziny. Cały czas jestem na sali. Monitoruję wszystkie czynności życiowe. Obserwuję ilość krwi w ssaku, reaguje na każde przyspieszone tętno, na wzrost lub spadek ciśnienia. W razie czego wchodzi farmakologia. Godz. Zabieg wciąż trwa, ale mam chwilę, by sprawdzić kartę premedykacji następnego chorego. Wiem już, że ma cukrzycę, musze przed zabiegiem zmierzyć mu poziom cukru, szykuję również wszystko do znieczulenia.. Będzie podpajęcze. Szykuję zestaw: lignocaina, strzykawki, igły, wenflon, kroplówka. Godz. Operatorzy kończą operację. My zostajemy na sali, budzimy pacjenta. Godz. Wydolnego oddechowo i krążeniowo pacjenta , przytomnego, zaopatrzonego przeciw bólowo wieziemy na sale budzeń. Tu znowu monitoruję, jednocześnie przekazując chorego zespołowi z sali budzeń, wcześniej wspólnie przekładamy młodzieńca do łóżka. Wracam na salę. Godz. Dezynfekuję kable, stolik, cały sprzęt. Godz. Odbieram następnego chorego od pielęgniarek ze śluzy. Godz. Znieczulamy Godz. Zaczyna się zabieg i tak jak poprzednio w trakcie jego trwania szykuję wszystko do ostatniej operacji. Godz. Operatorzy kończą, nasz pacjent jest przytomny, znieczulony od pasa w dół, więc wieziemy go od razu na salę budzeń, wracam, dezynfekuję wszystko raz jeszcze. Godz. Trzeci pacjent na śluzie. Zadaję pytania, sprawdzam dokumenty. Tu nie ma EKG. Pielęgniarki obiecują, że wyślą tubą na blok. Znowu znieczulenie ogólne. Godz. Pacjent znieczulony, w pozycji siedzącej na stole, po niełatwej intubacji oklejam wszystkie łączenia rurek dodatkowo plastrem, zabezpieczam oczy. Już prawie godz. 15, zaraz powinnam wyjść. Niestety zabiegi się przedłużają i wiem, że usze zostać kilka minut. Godz. Operatorzy kończą niełatwy zabieg, my budzimy. Wjeżdżamy na salę budzeń. Wracam na salę, sprzątam. Ściągam rury od aparatu, wymieniam wapno. Uzupełniam stolik. Musi być wszystko gotowe na wypadek, gdyby po południu lub w nocy był pilny zabieg. Jeszcze tylko biegnę do magazynu. Donoszę brakujący sprzęt, piszę raport z trzech zabiegów. Średnia wieku pielęgniarek na moim bloku to 50 lat. Najstarsza z nas, przychodzi ratować nas w kryzysowych sytuacjach. Ma 70 lat. Dziś był spokojny dzień. Gdyby w taki, gdy mamy lądujące helikoptery, wypadki, pęknięte tętniaki aorty krwawiące do głowy, nie przyszło siedem z nas, oznaczałoby to śmierć pacjentów. Godz. Zabieram torebkę z dyżurki. Po drodze do szatni wyrzucam do kubła pustą półtoralitrową butelkę po wodzie, którą trzymałam w przedsionku sali operacyjnej. Wracam do domu. Jutro tu wrócę. pielęgniarka pielęgniarki zarobki pielęgniarek Pielęgniarka trafiła do szpitala i przeżyła szok. Chodzi o posiłki. "Dostąpiłam zaszczytu" Znana pielęgniarka, która w charakterze pacjentki trafiła do szpitala, przeżyła niemałe zdziwienie, kiedy spojrzała na swój talerz. Wszystko opisała na swoim... Sylwia Czerniak Pielęgniarki protestują przed Sejmem. "Patrzymy posłom na ręce". ZDJĘCIA "48 godzin dyżuru pod Sejmem — patrzymy posłom na ręce". To hasło dwudniowej manifestacji pielęgniarek i położnych, która rozpoczęła się 22 czerwca. Protest... Monika Mikołajska Prawdziwa twarz "Wesołej Jane". "Zbijemy ich i będziemy się dobrze bawić" Jane Toppan zapisała się w historii jako bezlitosna pielęgniarka, która najpierw podawała pacjentom zabójcze dawki morfiny i atropiny, później kładła się razem z... Błażej Strzelczyk Pielęgniarka uratowała pacjenta przed zazdrosną żoną. Takiego finału się nie spodziewała Kenijska pielęgniarka Lydia Nyaguthii opiekowała się Stephenem Muriithim, którego żona oblała z zazdrości wrzątkiem. Troska kobiety o poparzonego pacjenta z... Tomasz Gdaniec Pielęgniarka wypisze receptę na niektóre leki. Warto wiedzieć Kontynuowanie leczenie jest kluczowe dla zdrowia, jednak kolejki do lekarzy bywają długie, co zniechęca pacjentów i często wywołuje poczucie bezsilności.... Sylwia Czerniak Pielęgniarki zamordowały 49 pacjentów. Dziś mają zmienione nazwiska i są na wolności Między 1983 a 1989 r. cztery pielęgniarki z wiedeńskiego szpitala pozbawiały życia swoich starszych pacjentów. W sumie udowodniono im 49 morderstw. Kobiety... Test kciuka pozwoli wykryć, czy grozi ci tętniak aorty Tętniak aorty może przez wiele lat nie dawać żadnych objawów. Pierwszym sygnałem może być jego pęknięcie, które może skończyć się śmiercią. Naukowcy z... Diana Szwajcer Jak wzmocnić organizm? Pielęgniarka zdradza swój przepis na syrop na odporność "W pandemii należy zadbać o swoją odporność. Czas zaprzyjaźnić się z czosnkiem, cebulą, imbirem, cynamonem, goździkami, miodem, kaszą jaglaną, siemieniem lnianym"... Edyta Brzozowska Łatwiejsza praca w Polsce dla lekarzy i pielęgniarek z Ukrainy. Czekamy na ustawę Od kilkunastu dni trwa napływ do Polski ludności z Ukrainy uciekającej z zaatakowanego przez Rosję kraju. Są wśród nich osoby mogące znaleźć zatrudnienie w... Adrian Dąbek Pielęgniarki dołączyły do próbek krwi zabawny liścik. "Uchowaj od wszelkiej hemolizy" Na profilu "Siostra Bożenna" na Facebooku opublikowany został zabawny post, w którym zaprezentowano odręcznie napisany liścik od pielęgniarek adresowany do... Małgorzata Krajewska
ja i moja pielegniarka